Monday, July 20, 2009

LIPIEC BLOODY LIPIEC

Long time no see! Tym, którym zdarza się tu zaglądać (współczuję) jestem chyba winny jakieś tam coś... Nieważne. Ku końcowi ma się lipiec. Nie wiem jak Wasz, ale mój był, na pewno napakowany różnymi rzeczami. Poza pracą, jak zwykle, był sobie plener (w sumie to na przełomie, ale co tam) w Kamieniu Pomorskim. Impreza w Kanie, która zaowocowała podmianą ciuchów. Irek Kuriata zgarnął pierwsze miejsce w konkursie na logo Szczecin 2000 coś tam. W zeszły weekend było Boogie Brain, równie dobre o ile nie lepsze niż rok temu. Mocny pobyt w Goleniowie... No i umarł Zbigniew Zapasiewicz, to akurat bardzo niefajnie.Mniej więcej więc po kolei. Plener w Kamieniu był 'mega' jak to mawiały młode orły napotkane, studenci WSSU szczecińskiej. Klaskaliśmy na auta marki Golf, a niektórzy mylący je na początku z wszelkimi innymi samochodami, po czasie byli w stanie je rozpoznać z kilometra po światłach zarysie. Spało się na trzystu letniej plebanii, która w środku wyglądała i pachnęła swoimi latami. Najciekawsza rzecz w Kamieniu... brak młodych ludzi. Najmniej ciekawa... brak młodych ludzi. Osobom, które tam wpadną z pełnym przekonaniem polecam imprezę w namiocie za smażalnią, murowane doznawanie niedoznawalnych doznań.
Z imprezy z Kany nie mam fot, ale pozostała mi bluza z kapturem, która pasuje na mnie idealnie, a to nieczęste z takim łbem. Przechodząc więc do Irka sukcesu... pozamiatał!

W Goleniowie miało być spokojnie i relaksująco, ale wyszło jak zwykle, a nawet gorzej. Poza tym tam się nie da pracować, o!

Boogie Brain było malownicze, nawet mimo początkowej powodzi w mieście (Boogie Rain)
. Roy Ayers był prześwietny, tylko niepokoił mnie jego wygląd i to, że zrobiło się po kilku kawałkach zbyt acceptable in the 80's. Najwięcej ognia było pod koniec, czyli DJ Storm i kolejna część Mistikz... Tylko znowu to ucięcie całości na końcu i chamski dźwięk zamykania Windows... lame. After w City Hall... jakoś chyba za mokro i zmęczono było, ale odhaczone.A i popełniłem okładkę dla Boogie do magazynu Laif, żeby nie było!
Cały obraz psuje śmierć Zbigniewa Zapasiewicza. Nie szafuję słowem idol. Idolem może być kogoś kogo znacie, tak dla mnie. Ale akurat w przypadku Zapasiewicza, mogę powiedzieć, że to był mój idol. Opierając to tylko na kilku jego wypowiedziach prywatnych, zachowaniach z relacji i ról. Najlepszy aktor jakiego widziałem, którego same słowa elektryzowały... No szkoda takich ludzi, wielka.

PS Pierwszego sierpnia wychodzi nowy MC Magazine, potwierdzeni są nowi ilustratorzy i graficy z rodzimego podwórka. Więcej szczegółów później.

Na koniec jak to często na końcu bywa: motyw przewodni tegorocznego Boogie. Aaaaa i wszystkich zapraszam do Alter Ego w Szczecinie 1ego sierpnia, będzie bujało, chyba.




No comments:

Post a Comment