Monday, December 15, 2008

NOCNE JURKI

Z perspektywy bocznej zupełnie człowieka prowincji. Nie taka Warszawa zła jak ją w gazecie niedawno opisali.

Było śmiesznie, alkoholowo i żetonowo. Panie zazdrościły panom o wiele szybciej poruszającej się kolejki do toalety. Na parkiecie znani pisarze gubili prawie garderobę, tworzyły się piramidy z torebek. Od pewnej godziny zdawało się, że faceci z kasyna zaczęli węszyć przy darmowych barach i wokół koleżanek z Camela w ich dziwnych obrusowatych uniformach. Panie reprezentujące tabletki na kaca jakoś dziwnie bardzo sobie upodobały moją i mej towarzyszki osoby, że niby ze wsi to przesadzą? Nie przesadziliśmy, nawet jeśli widziano nas w windzie jeżdżacych w tę i z powrotem w poszukiwaniu szatni razy kilka. Parcia na szkło u siebie nie odnotowałem i gdy kamera decydowała się nas objąć uciekałem wzrokiem w miejsca, które były bez sensu. Widziałem wszystkich sprawców i władców magazynowego rodzeństwa Valkea, taniec ochroniarza o dziwnych oczach i piknik na dywanie. Drinki były cudne, a śledź norweski, jak ja nienawidzę śledzia. Na koniec taksówkarz ‘mój boże nigdy mi się to nie zdarzyło’ nie włączył licznika. W hostelu jeszcze nie spali i zostawiłem ręcznik, a w łazience coś wyło. Do następnego roku z większą ilością toalet.



No comments:

Post a Comment